Całe to kino. MFF Nowe Horyzonty 2025

3 godzin temu
Zdjęcie: BNP Paribas Nowe Horyzonty


Ciekawe retrospektywy mieszają się tu z premierami prosto z Cannes. W tym roku ze stawki wybijały się filmy wchodzące w dialog z literaturą lub odbijające się od niej.

Właśnie kończy się 25. edycja festiwalu Nowe Horyzonty. Do 3 sierpnia święto kina artystycznego trwa jeszcze w wersji online. Czemu warto się przyjrzeć i na co czekać w repertuarze 2025/26? I o co tyle szumu?

To jeden z tych festiwali, który z cyklicznego wydarzenia zmienił się w pewien typ doświadczenia, na które niecierpliwie czeka się co roku. Ludzie stojący w gigantycznych kolejkach z uśmiechem i zrozumieniem, syk otwieranych napojów przebiegający falą po sali kinowej na wieczornych seansach z chichotem całej publiczności w tle, życzliwość zjeżdżających do Wrocławia kinomaniaków, dyskutujących o seansach, postaciach, reżyserach i reżyserkach, plusach i minusach, wpadających w ostatnim momencie na projekcję z drugiego kina.

A wszystko (no, może nie wszystko) dlatego, iż w krótkim czasie możemy zobaczyć to, o czym rozmawiać będziemy w przyszłości.

O co w ogóle chodzi?

Na Nowych Horyzontach prezentowane są filmy, które obejrzymy w szerszej dystrybucji (choć wciąż mowa raczej o sieci kin studyjnych) w nieodległym czasie lub w perspektywie roku, jeżeli nie dwóch.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Nie oznacza to wcale, iż obcujemy z listą losowo wybranych tytułów: zespół kuratorski wybiera zarówno filmy, które prezentowano na światowych festiwalach, jak i powraca do obrazów pokrytych patyną czasu lub wydobywa na światło dzienne dzieła reżyserek i reżyserów nieznanych szerszej publiczności.

I choć sama jestem związana z najnowszymi dziełami kultury, retrospektywy i spojrzenia w przeszłość, wplatane pomiędzy seanse premierowe z Cannes, tworzą jeszcze bardziej niezwykłe doświadczenie. I co ważne (czego na pierwszy rzut oka zazdroszczę branży filmowej): mało tu nadęcia i wrogości. Nie widziałaś całej filmografii X? To nic, nadrobisz. Albo nie, nie ma powodu do wstydu.

A może to po prostu kwestia nowohoryzontowości? Kino nowohoryzontowe to już coraz częściej termin, który oznacza kino wymagające, komentujące rzeczywistość, czułe jak barometr: na zmiany społeczne, niesprawiedliwość, równość, eksperyment i zabawę.

Z ogromnej siatki programowej, podzielonej na tematyczne bloki, można utkać osobisty festiwal: i to ogromna siła całego przedsięwzięcia. Zdać się na los czy raczej polecenia kuratorek i kuratorów? A może jedno i drugie?

Festiwal BNP Paribas Nowe Horyzonty. Fot. Materiały prasowe

Dodatkową zmienną jest nerw rywalizacji, ale tej poniekąd zdrowej: na film można się „nie wklikać” przez zbyt dużą pulę zainteresowanych. Wtedy najczęściej wybiera się seans równoległy. A ten może okazać się czarnym koniem. Historie przypadków bywają przecież najbardziej interesujące.

Mój festiwal

I chociaż rekomendacji jest w tym roku tyle, iż trudno wybrać podium jubileuszowej edycji, we Wrocławiu na pewno wybijały się filmy wchodzące w dialog lub odbijające się od literatury.

Najpierw retrospektywa Anki i Wilhelma Sasnali. A będąc bardziej precyzyjną: „Człowiek do wszystkiego”, oparty na dialogu z prozą Roberta Walsera. Najnowszy film reżyserskiego duetu rozpina się pomiędzy brakiem nadziei a rozbrajającym humorem. To jeden z tytułów, który ogląda się właśnie w perspektywie gry między adaptacją a powieściowym oryginałem Walsera.

Jedną z prapremier, na którą jeszcze poczekamy na rodzimym rynku, była z kolei „Chronologia wody”, czyli debiut reżyserski aktorki Kristen Stewart. Obraz oparty na niezwykle silnie oddziałującej na czytelniczkę autofikcji Lidii Yuknavitch – również pod tym samym tytułem – sądząc po szalonej wręcz frekwencji i bitwie o bilety, której nie udało mi się wygrać, będzie jednym z tych seansów, których będę wyczekiwać najbardziej w nadchodzących miesiącach.

Promocja!
  • Wojciech Marczewski
  • Damian Jankowski

Świat przyspiesza, ja zwalniam

39,98 49,98
Do koszyka
Książka – 39,98 49,98 E-book – 35,98 44,98

Niezwykle pięknym obrazem, choć stosunkowo krytycznie ocenianym na portalach służących do rankingowania, okazało się „Słone lato” w reżyserii Rebecci Lenkiewicz, współautorki scenariusza do „Idy” Pawła Pawlikowskiego. Film ów rozgrywa się w detalach: drobnych gestach, westchnieniach i dojmującym żalu w relacji córki i walczącej z niepełnosprawnością matki. Obraz jest adaptacją powieści Debory Levy pod tym samym anglojęzycznym tytułem, „Hot milk”.

Dramat psychologiczny rozgrywający się pomiędzy kobietami z traumą pamięci i ciała w tle to natomiast obrazy z pasma „Trzecie oko”, spod kuratorskiej ręki Ewy Szabłowskiej, jednej z dyrektorek artystycznych (obok Małgorzaty Sadowskiej) całego festiwalu. Tegoroczny idiom mommy issues podkreślił coraz silniejszą reprezentację filmów poświęconych skomplikowanym relacjom z matkami. Po latach rozprawiania się z syndromem nieobecnego ojca czy toksycznej męskości (czego i szukać można było i w tegorocznym programie, wskazując choćby na prześwietny, choć niepotrzebnie surrealistycznie dociśnięty „Bird” Andrei Arnold), na plan pierwszy wybiły się więc formatujące relacje z kobiecością i społecznym formatowaniem.

Innym tropem, nieodległym przecież od prawideł literackiej gry, były filmy puszczające oko do widza. Bez dwóch zdań wygrywa tu „Zmartwychwstanie”. Dzieło chińskiego reżysera Gana Bi nie tylko opowiada pięć mini historii powiązanych ze sobą fabularnie, ale przeprowadza widza przez historię kinematografii: od kina niemego, przez postaci wyciągnięte z klasyki, klimat kryminałów noir i science-fiction. Ten traktat o sile wyobraźni jest jednym z najjaśniejszych punktów na festiwalowej mapie programowej. O stronie wizualnej już nie wspomnę.

Z filmów pokrzepiających i po prostu ciepłych na dłużej w głowie pozostanie mi „Błękitny szlak” Gabriela Mascaro. Tym razem znajdujemy się w Brazylii, gdy główna bohaterka, w pełni sił i zdrowia, kończy 90 lat. Otrzymuje medal od rządu, „w dobrej wierze” kieruje się ją na emeryturę, a władzę nad dniem codziennym (i co najważniejsze dla fabuły – podróżami bohaterki) oddaje się opiekunom prawnym – w tym wariancie: córce. To finalnie opowieść o wolności z łotrzykowskim zacięciem i sile dojrzałej, kobiecej przyjaźni, z lekko tripowym akcentem.

I choć mogłabym tak jeszcze długo wyliczać, resztę pozostawiam Państwu do okrycia w wersji online. Bo własne odkrycia są tu tym, co najlepsze.

Idź do oryginalnego materiału