Etty Hillesum: Żydówka, która nie umiała klękać

12 godzin temu
Zdjęcie: Etty Hillesum


Uważała, iż miłość jest jedynym ratunkiem przed otchłanią, w którą wpychają nas zbrodniarze. Drugi odcinek cyklu „Mistyczki na trudne czasy”.

W najbliższych miesiącach na łamach Więź.pl będziemy publikować szkice o mistrzyniach duchowości. Przyglądając się sylwetkom niezwykłych kobiet – poszukiwaczek, religijnych innowatorek, reformatorek – będziemy szukać duchowych wskazówek na niespokojne czasy. Pierwsza część cyklu poświęcona była Simone Weil.

Był wtorek, 20 stycznia 1942 r. W olbrzymiej willi Ernsta Marliera nad jeziorem w Wannsee pod Berlinem usiadło przy stole piętnastu mężczyzn. Byli to najwyżsi rangą przedstawiciele ministerstw, urzędów III Rzeszy i Schutzstaffel (w skrócie SS). Aż ośmiu z nich szczyciło się posiadaniem tytułu doktora prawa. Mieli jeden cel: ustalić szczegóły „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Działali szybko, meeting w sprawie zamordowania jedenastu milionów europejskich Żydów zajął im półtorej godziny.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

W tym samym czasie w zaśnieżonym Amsterdamie młoda Żydówka Etty Hillesum tonie w ramionach jednego ze swych dwóch kochanków, psychochiromanty i berlińskiego Żyda, Juliusa Spiera, ucznia Carla Gustava Junga. Żadne z nich nie ma pojęcia, iż 670 kilometrów na wschód od ich domu piętnastu mężczyzn „ostatecznie rozwiązuje” kwestię ich życia. Etty, która od niemal roku pod wpływem Spiera budzi się z ateistycznego snu i dopiero dopasowuje moralne wybory do odkrywanego sacrum, napisze: „Życie z Bogiem i z własnym podbrzuszem na równie przyjaznej stopie nie jest łatwe”.

Mimo trwającej wojny studiuje prawo i języki słowiańskie (jej matka jest Rosjanką), czyta Rilkego i Dostojewskiego w oryginale, nieśmiało sięga po Biblię. Wychowana w żydowskiej rodzinie niedbającej o tradycję i formację religijną nasłuchuje odkrytego niedawno w swoim wnętrzu głosu Boga. Jeszcze nie zna Jego imienia, ale już wie, iż aby Go usłyszeć, musi podjąć wysiłek, żar pragnienia wzmocnić działaniem.

To On ją znalazł, ale teraz to ona musi – i bardzo chce – pójść w kierunku, z którego przyszedł. „Kiedy raz wyruszysz na włóczęgę z Bogiem, kroczysz ciągle naprzód, a całe życie okaże się jedną wielką podróżą” – notuje nieświadoma zgodności tych słów z nieznaną sobie tradycją patriarchów swojego narodu, dla których zaszczytem było „chodzić za Panem” (Pwt 13,5).

„Nauczyłeś mnie wymawiać imię Boga bez skrępowania”

W styczniu 1942 r. wyznaje: „Mozolna jest droga, aby odnaleźć ten bliski gest w kontaktach z Bogiem, aby siedząc wieczorem przy oknie powiedzieć: dziękuję, Panie, w moim wewnętrznym królestwie panuje spokój i równowaga. Trzeba mieć odwagę wyznać, iż się wierzy, wypowiedzieć imię Boga”. Zewnętrzna ciemność, jaką jest sama wojna, i wewnętrzna, której doświadczają ludzie, często po wielu latach, dotknięci jej skutkami, nie przeszkadza Bogu odnajdywać ludzi i wyznawać im miłości. choćby tych, którzy nie znali Go w czasie pokoju.

A może właśnie z tymi jest Mu łatwiej? Może to właśnie oni, nieznający Go od urodzenia, nie zasypują Go pretensjami i rozpaczliwymi pytaniami o to, gdzie jest i dlaczego pozwala na zło? Wydaje się, iż Bóg ma u nich czystą kartę. Ale czy znów ci, którzy obwiniają Go o śmierć swoich dzieci, bydlęce wagony, łapanki, tortury w więzieniach i komory gazowe, kiedykolwiek naprawdę Go poznali? Credo Etty Hillesum nie rodzi się w jednym, oślepiającym błysku światła, w którym wszystko się jej wyjaśnia. Nie jest jednorazowym aktem, jest procesem.

Od 3 lutego 1941 r., gdy szukając pomocy wybrała na swojego terapeutę Juliusa Spiera, „pociągnęła za dzwonek u drzwi przy Courbetstraat nr 27 i jakiś straszny facet z antenką na głowie przyglądał się jej rękom”, do 31 grudnia mija jedenaście miesięcy. Przychodzi do niego z postępującą depresją. „Nie czuję się dobrze i w głębi mnie jest splątany kłębek emocji, coś, co trzyma mnie w żelaznym uścisku. Ja i zawiłość mojej duszy… Strach przed życiem na całej linii. Głęboka depresja. Brak wiary we własne siły. Lęk. Przez całe życie nosiłam to pragnienie, żeby ktoś wziął mnie za rękę i zajął się mną. Sprawiam wrażenie bardzo energicznej, liczę tylko na siebie, ale byłabym tak bardzo szczęśliwa, mogąc się komuś całkowicie poddać…” – pisze.

Jest „śmiertelnie chorym człowiekiem” i popołudniami kładzie się do łóżka przygnieciona cierpieniem świata. To właśnie Spier „opanowuje sprzeczne siły”, które w niej działają, i podprowadza Etty na pierwsze spotkanie z Bogiem. To „mężczyzna, który obudził Ciebie we mnie” – napisze po latach. A umierającemu we wrześniu 1942 r. Spierowi wyzna: „Nauczyłeś mnie wymawiać imię Boga bez skrępowania”.

Droga, na którą weszła w piekle drugiej wojny światowej w lutym 1941 r. jako dwudziestosiedmioletnia Żydówka nieznająca Boga, doprowadzi ją do stwierdzenia, które także dziś wstrząsa niejednym, pewnym swej religijności, sumieniem: „Bóg nie jest odpowiedzialny za ten bezsens, który sami sobie stwarzamy. jeżeli życie stało się tym, czym jest tutaj, to nie jest to dziełem Boga, ale ludzi…”.

Osiem tomów szczerości

Wszystko, co wiemy o duchowej i mistycznej drodze Etty Hillesum, to zasługa pisanych przez nią pamiętników. Mimo wojennej zawieruchy, ocalały. Etty, za radą Spiera, prowadziła zapiski w Amsterdamie i w Westerbork od 9 marca 1941 r. do 13 października 1943 r. Prawdopodobnie pisała także w drodze do Auschwitz, bo świadkowie twierdzą, iż zabrała ze sobą – oprócz kieszonkowej Biblii, tomików poezji Rilkego, Dostojewskiego i Tołstoja – także zeszyt. Żaden z tych przedmiotów nie miał szans ocaleć.

W sumie zapisała drobnym, niezbyt czytelnym pismem, osiem zeszytów. Przeczuwając, iż może niedługo zostać zakwalifikowana do transportu (nie podejmowała żadnych kroków, aby uniknąć deportacji), 6 czerwca 1943 r., przed ostatnim wyjazdem do obozu przejściowego w Westerbork, oddała zeszyty swojej współlokatorce, Marii Tuinzing. Prosiła, aby wtedy, gdy jednak nie wróci, Maria przekazała zeszyty pisarzowi Klaasowi Smelikowi i zobowiązała go do ich opublikowania.

Wierzyła, iż jej wysiłek pisarski ma sens. ,,Gromadzę duchowe bogactwo w ciągłym przeświadczeniu, iż nie robię tego tylko dla siebie. Chciałabym zostać takim małym dziejopisem, który opowie o losie i fragmencie historii, jakiej nikt wcześniej nie słyszał” – wyznała.

Słowa za trudne, by czytać

Rzeczywiście, przyjaciele potraktowali prośbę Etty bardzo poważnie i po wojnie pisarz Smelik otrzymał osiem zeszytów. Odkrył w nich, iż piekło nie ma wstępu do raju, a rajem, mimo czasowego triumfu piekła na ziemi, może być każda ludzka dusza. Zobaczył, iż po spotkaniu Boga Etty nigdy już nie pozwoliła, aby w jej duszy mieszkał ktokolwiek inny. Bóg, światło i życie, był jej oddechem, siłą i nadzieją – aż do końca, do chwili, gdy wchodziła do wagonu pociągu mającego ją zawieźć do obozu koncentracyjnego.

„Kiedy myłam się dziś rano, z głębi serca wyznałam koleżance mniej więcej to, co następuje: dusza to tak nieskończenie wielka przestrzeń, iż trochę fizycznych dolegliwości nie ma większego znaczenia. Nie mam poczucia, iż zostałam ograbiona z wolności. W gruncie rzeczy nikt przecież nie może mi wyrządzić krzywdy. Można cierpieć, ale to jeszcze nie powód, żeby wpadać w rozpacz” – oto wyznanie Etty zapisane na trzy miesiące przed jej wywózką do Auschwitz.

Credo Etty Hillesum nie rodzi się w jednym, oślepiającym błysku światła, w którym wszystko się jej wyjaśnia. Nie jest jednorazowym aktem, jest procesem

Agnieszka Bugała

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

Smelik skorzystał z pomocy najstarszej córki Marii Tuinzing, która podjęła się przepisania pamiętników i przygotował tom do publikacji. Niestety, po sześciu latach wojny wydanie zapisków, w których skazana na eksterminację Żydówka nie szuka zemsty i nie żywi żalu do oprawców, nie było możliwe. Po raz pierwszy dziennik Etty został wydany w 1979 r., dzięki wytrwałości Klaasa Smelika juniora. Zatytułowany „Przerwane życie” doczekał się wielu przekładów i został wydany w czternastu krajach.

Ostanie słowa Etty, by „być opatrunkiem na wszystkie rany”, odczytuje dziś nowe pokolenie ludzi, którzy mierzą się z nowymi wojnami i stają przed tym samym wyborem: skąd brać siłę, by nie zacząć nienawidzić swoich katów? „Kierując się nienawiścią, daleko nie zajedziemy. Bądźmy przekonani, iż każdy atom nienawiści, który dokładamy światu, uczyni go jeszcze bardziej brutalnym, niż już jest” – podpowiada Etty.

Dziewczyna z ostatniej katechezy

Mimo iż dziennik Etty pozostaje świadectwem głębokiego nawrócenia, odkrycia Boga, który jest miłością i jedyną odpowiedzią na zło, jakie dręczy świat, publikacja nie spotkała się z reakcją katolickich komentatorów. Wśród polskich teologów tylko o. Józef Augustyn SJ w książce „Duchowość kobiety” poświęcił Etty obszerny rozdział, wyznając, iż wiosną 1997 r., w czasie pobytu w jezuickim domu w Varese na północy Włoch, przeglądał księgozbiór biblioteki domowej i natknął się na dwie książki Etty Hillesum: pamiętnik i listy. W Polsce nie były one jeszcze publikowane.

„Po kilku przeczytanych stronach miałem świadomość, iż jest to niezwykły dokument. Najpierw sam je czytałem, a potem dzieliłem się tą lekturą z rekolektantami, szczególnie ze studentami i alumnami, doświadczając za każdym razem mocy słów pisanych przecież pośród krwawego prześladowania i wielkich duchowych zmagań ich autorki. Mimo wielkości ludzkiej i duchowej nie może być co prawda kanonizowana, niemniej osobiście uznaję ją za moją «prywatną świętą»” – pisał.

Jak to się stało, iż Holenderka weszła, i to w dodatku z przytupem, w obszar zainteresowania katolickich czytelników? Był luty 2013 r. Na zakończenie trwającego w Rzymie konsystorza Benedykt XVI poinformował, iż 28 lutego br. rezygnuje z pełnienia urzędu. Dwa dni później, po raz ostatni jako papież, wygłosił katechezę rozpoczynającą okres Wielkiego Postu. I właśnie wtedy, w Środę Popielcową, kiedy mówił o wielkich nawróceniach i przypadkach religijnych przebudzeń w epokach zaćmienia sacrum, obok św. Pawła z Tarsu i św. Augustyna z Hippony, wymienił Etty Hillesum.

W komentarzach mieszały się głosy zadziwienia z powodu rezygnacji i pytania o duchowych mistrzów ustępującego papieża. – Myślę również o postaci Etty Hillesum, młodej Holenderki pochodzenia żydowskiego, która ginie w Auschwitz. Początkowo jest daleko od Boga, odkrywa Go, patrząc głęboko w siebie, i pisze: „Jest we mnie bardzo głęboka studnia. A Bóg jest w tej studni. Czasami udaje mi się do Niego dotrzeć, ale częściej pokrywają Go skała i piasek: Bóg jest więc tam pogrzebany. Trzeba, żebym Go ponownie odkopała”. W swoim rozproszonym i niespokojnym życiu odkrywa Boga w wielkiej tragedii XX wieku – Holocaustu. Ta młoda dziewczyna, krucha i w niczym nieznajdująca satysfakcji, przemieniona przez wiarę staje się kobietą pełną miłości i wewnętrznego pokoju, zdolną powiedzieć: „Żyję nieustannie w wewnętrznej bliskości z Bogiem” – podkreślał wielki teolog Ratzinger.

Most, który Bóg przerzuca w ciemności

Bóg, który jest miłością, nigdy nie rezygnuje z człowieka. My, choć żłobieni ewangelicznym obrazem Jezusa wiszącego na krzyżu między dwoma przestępcami i świadomi Jego pierwszej, błyskawicznej kanonizacji, mamy jednak kłopot choćby z dopuszczeniem myśli, iż nasz oprawca, mógłby zająć miejsce w raju. Doświadczeni cierpieniem stawiamy czasem granice Bożemu przebaczeniu, nakładając na nie własne rozumienie sprawiedliwości. Tymczasem w Bogu sprawiedliwość i miłosierdzie nie stoją w sprzeczności. Bóg jest tak samo nieskończenie miłosierny, jak i nieskończenie sprawiedliwy i – według Etty – przez miłość słaby.

Oczywiście, nie chodzi tu o słabość, która zaprzeczałaby wszechmocy Boga, ale o te sytuacje, w których my, wybierając zło, mamy pretensje do Boga, iż nas przed nim nie uchronił, a jednocześnie mamy świadomość, iż nasz wybór zła odcina nas od wpływu Boga na nasze życie. On, który szanuje naszą wolność, nigdy nie będzie ingerował w ten wybór. choćby jeżeli jego konsekwencją będzie zerwanie więzi z Nim. Wybierając ciemność albo wchodząc w nią przez wybór innych – taką sytuacją zawsze jest wojna, grupa ludzi decyduje o wojnie i wciąga w nią niewinnych – zanurzamy się w zewnętrznej ciemności.

Sytuacja wydaje się beznadziejna, jesteśmy odcięci od Światła. Ludzie wybrali przemoc, a więc odrzucili Boga. „Nie Bóg jest nam winien przeprosiny, ale my Jemu” – pisze Etty. I w innym miejscu: „Tak, Panie, sądząc po wypadkach, wydaje mi się, iż kilka możesz zrobić, one stały się częścią tego życia. Nie pociągam Cię, Panie, za to do odpowiedzialności, Ty potem możesz obarczyć nią nas. Pomogę Ci, Boże, żebyś nie stracił wszystkich sił z mojego powodu, ale z góry nie mogę niczego zagwarantować. To jedno widzę coraz wyraźniej: Ty nie możesz nam pomóc, to my musimy Ciebie wesprzeć, dzięki czemu sami sobie przyjdziemy z pomocą. Jedyne, co możemy ocalić w tych czasach, to cząstkę Ciebie, która jest w nas. Być może jesteśmy w stanie odkopać Cię ze spustoszonych serc innych ludzi”.

Promocja!
  • Krystyna Budnicka
  • ks. Grzegorz Michalczyk
  • Rafał Kotomski

Ocalałam

31,20 39,00
Do koszyka
Książka – 31,20 39,00 E-book – 28,08 35,10

Etty wierzy i wie, iż i w tym słaby Bóg, który nie może wpłynąć na decyzję o wyborze zła, nie pozostawia nas bez pomocy. Przerzuca mosty w ciemności, zaczepia liny o krawędzie duszy, byle ją tylko osłonić od piekielnego ognia. I tylko On jeden wie, do ilu decydujących spotkań doszło na takich mostach. Co ważne – nie robi tego sam. Pomagają Mu ci, którzy nigdy, nawet, gdy wokół szaleje ogień piekła, nie stracili do Niego zaufania. Ojciec Maksymilian Kolbe, Edyta Stein, siostry nazaretanki z Nowogródka, rodzina Wiktorii i Józefa Ulmów oraz wszyscy Sprawiedliwi wśród Narodów Świata, Irena Sendlerowa, Janusz Korczak, ks. Jan Macha, Stanisława Leszczyńska, i wielu innych.

Wśród nich także Etty Hillesum, która nigdy nie wymówiła imienia Jezus… „Pozwól mi stać się myślącym sercem baraku” – prosi Boga 3 października 1942 r. w obozie Westerbork. „Ty, który mnie tak bardzo ubogaciłeś, mój Boże, pozwól mi też dawać z całych sił. Postaram się promieniować miłością gdziekolwiek się znajdę, prawdziwą ludzką miłością bliźniego, którą w sobie noszę”.

„Oko w oko z Twoim światem, Boże”

Niemiecka inwazja na Holandię rozpoczęła się 10 maja 1940 r. W tym czasie kraj zamieszkiwało około 140 tys. Żydów, z tego większość w miastach prowincji nadmorskich i ok. 80 tys. w Amsterdamie – wśród nich rodzina Hillesum. Z zapisków Etty wynika, iż do 2 maja 1942 r. sama Etty próbowała prowadzić w miarę normalne życie. Dopiero, kiedy wprowadzono obowiązek noszenia Gwiazdy Dawida, a niedługo potem rozpoczęły się pierwsze deportacje Żydów do obozów koncentracyjnych, Etty postanowiła działać.

„Boże, co też Twoje stworzenia wyrządzają sobie wzajemnie w tych zwichrowanych czasach! Nie zamierzam zamknąć się przed tym w pokoju. Boże, będę wszystko obserwować i nie chcę przed niczym uciekać, spróbuję choć trochę zrozumieć i przeniknąć najstraszliwsze zbrodnie. Stoję oko w oko z Twoim światem, Boże, i nie uciekam przed nim w cudowne marzenia. Mimo wszystko nie przestaję sławić Twojego dzieła stworzenia!” – notuje 29 maja 1942 r.

Nieco później, świadoma tego, co cztery miesiące wcześniej postanowiono w olbrzymiej willi w Wannsee pod Berlinem, dodaje: „Chodzi o nasz koniec i zagładę, nie ma co robić sobie jakichkolwiek iluzji. Oni zamierzają nas wytępić, z tym również trzeba się pogodzić, a wtedy znów wszystko pójdzie swoim trybem. Cały naród musi zostać i zostanie wyrwany z korzeniami”.

Westerbork, czyli „piekło”

Zaczyna od pracy w biurze Lijnbaansgracht Rady Żydowskiej w Amsterdamie. Już 15 lipca 1942 r. melduje się na stanowisku, ale od pierwszych dni rolę Rady oceni bardzo negatywnie. Los holenderskich Żydów był przesądzony, 22 czerwca 1942 r. zapadła decyzja o deportacji 40 tys. Żydów, a pierwsze transporty do obozów zagłady wyruszyły w połowie lipca. Według raportów niemieckich do końca września 1942 r. do KL Auschwitz i KL Mauthausen deportowano 20 tys. osób skazanych na zagładę.

Etty wiedziała, iż urzędnicy pomagają Niemcom w rejestracji obywateli żydowskiego pochodzenia, przybiją w ich dowodach literę J, wreszcie przygotowują szczegółową dokumentację adresów, pod którymi mieszkali Żydzi. Wiedziała, iż działają formacje ochotnicze, które za każdego schwytanego otrzymują pieniądze. Mimo odkrywania coraz gorszej kondycji ludzkiej – również wśród Żydów – nie zniechęcała się.

Była tak zdeterminowana do pomagania rodakom w prawdopodobnie ostatnim etapie ich życia, iż złożyła podanie o pracę w obozie przejściowym w Westerbork koło Assen. To tam zwożono Żydów, aby następnie zapakować ich do innych wagonów i przewieźć do obozów koncentracyjnych. Podanie rozpatrzono pozytywnie i już 30 lipca siedziała przy maszynie do pisania w wydziale „Opieki Społecznej dla Migrantów”.

Obóz nazywała „piekłem”. „Jutro jadę do piekła, muszę wypocząć, aby podołać tej pracy” – przyznawała. Mieszkała w obozie dobrowolnie, z niewielkimi przerwami, aż do października 1943 r., gdy sama wyruszyła w podróż do komory gazowej. „W naszym przypadku rzecz nie w tym, czy żyjemy, ale jaki jest nasz stosunek do zagłady. Do tego, by pogodzić się z własną zagładą, potrzebna jest wewnętrzna siła” – pisała z „piekła”.

Żywa cząstka żydowskiej historii

Towarzyszyła deportowanym każdego dnia – modlitwą, uśmiechem, pomocą w zakładaniu niedopasowanych ubrań, zapamiętywaniem ich twarzy i kolorów tobołków, które pakowali z taką starannością, jakby na końcu podróży czekał na nich niewidziany od lat, stęskniony krewny.

Obóz nazywała „piekłem”. „Jutro jadę do piekła, muszę wypocząć, aby podołać tej pracy” – notowała. Mieszkała w obozie dobrowolnie, z niewielkimi przerwami, aż do października 1943 r., gdy sama wyruszyła w podróż do komory gazowej

Agnieszka Bugała

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

„Dostatecznie często opowiadałam Wam, iż słowa i obrazy nie są w stanie oddać tych nocy, jednak muszę spróbować przelać coś na papier. Nieustannie czujesz się oczami i uszami cząstki żydowskiej historii. Czasem też miewasz potrzebę, by stać się jej cichym głosem. Musimy się jednak wzajemnie informować o tym, co wydarzyło się w różnych zakątkach świata. Każdy powinien dołożyć swoją cegiełkę tak, by po wojnie mozaika z całego świata stworzyła jedną całość. Kiedy o świcie, po nocy spędzonej w szpitalu, przechodziłam obok karnego baraku, przez chwilę poczułam ulgę. Ludzie, przede wszystkim mężczyźni, stali z całym dobytkiem na terenie obozu. Wielu z nich sprawiało wrażenie dynamicznych i silnych. Stary znajomy, najpierw w ogóle go nie zauważyłam z powodu ogolonej na łyso czaszki, która czasem kogoś zmienia nie do poznania, zawołał do mnie wesoło:

– jeżeli nie zabiją mnie na amen, wrócę.

Ale niemowlęta, krótkie przeszywające krzyki dzieci, które w środku nocy wyciąga się ze żłobków, aby dołączyły do transportu jadącego do odległego kraju. Muszę wszystko – tak jak leci – prędko spisać, później nie będę w stanie, bo uwierzę, iż to nie wydarzyło się naprawdę. Już teraz wspomnienia przypominają wizję, która odpływa ode mnie coraz dalej. Niemowlęta to było najgorsze. I ta sparaliżowana dziewczynka, która choćby nie chciała zabrać ze sobą talerza, i z takim trudem godziła się na śmierć…” – pisała w liście do przyjaciół.

Spotkanie świętych w „piekle”

Nie sposób ustalić, czy się spotkały, ale pewne jest, iż Etty Hillesum i św. Teresa Benedykta od Krzyża, czyli Edyta Stein, były w tym samym czasie w obozie w Westerbork. Edyta i jej siostra Róża trafiły tam z Amersfoort, po aresztowaniu w klasztorze karmelitanek w Echt. W nocy z 3 na 4 sierpnia tysiąc dwieście osób załadowano do wagonów z zamkniętymi oknami i wywieziono do Westerbork. Transport zatrzymał się wcześnie rano a ostatni odcinek drogi, przez wrzosowisko i las, więźniowie odbyli pieszo. Wśród nich siostry Stein.

W liście do s. Antonii Engelmann Edyta pisała: „Wszyscy katolicy są razem, w naszej sali sypialnej przebywają wszystkie siostry zakonne (2 trapistki, 1 dominikanka), Ruth Kantorowicz, Alice Reis, dr Meirowsky i in. Są tu z nami także 2 ojcowie trapiści z Tilburga. Potrzebne są nam nasze dowody osobiste, metryki i kartki na chleb. Dotychczas korzystałyśmy wyłącznie z dobroczynności innych. Jesteśmy zupełnie spokojne i pogodne. Nie miałyśmy dotąd oczywiście ani razu Mszy św., ani komunii św. Może później. Zaczynamy trochę doświadczać, jak można tutaj żyć całkowicie wewnętrznie”.

Etty już to wie. W pamiętniku notuje: „Zagrożenia zewnętrzne stale rosną, terror rośnie z dnia na dzień. Wznoszę wokół siebie modlitwę jak mur ochronny, wchodzę w modlitwę jak do klasztornej celi i wychodzę z niej bardziej skoncentrowana i silniejsza. Zostanę tutaj do końca. Mój Boże, chętnie się otaczam ciepłem i poczuciem bezpieczeństwa, ale nie będę się buntować, jeżeli przyjdzie mi walczyć z chłodem, o ile Ty będziesz prowadził mnie za rękę”.

Ostatni list Edyta Stein napisała do Matki Przeoryszy Antonii Engelmann 6 sierpnia. Zawiadomiła ją, iż „jutro wcześnie rano wyjeżdża transport (Śląsk albo Czechosłowacja?)”. Następnego dnia, o wschodzie słońca, Edyta, Róża i prawie tysiąc innych osób z Gwiazdą Dawida na ramieniu ustawiło się w szeregu między dwoma rzędami uzbrojonych esesmanów. Weszli do wagonów i pociąg ruszył. Czy odprowadzał je czuły wzrok Etty Hillesum, która pragnęła być „myślącym sercem baraku”?

Teraz ja, czyli ostatni etap Etty Hillesum…

Poza miłością nie ma leku na ostateczne uwolnienie doczesnego świata od zła. To weszło w jego tkankę i rozrasta się jak chwast. Albo jak hydra, której dzielni wojownicy kolejnych epok odcinają głowy, a ona regeneruje siły i podnosi kolejny, wyrosły na nowo łeb.

„Raz Hitler, to znów Iwan Groźny; w jednej epoce działa inkwizycja, w innej panują wojny, zaraza, trzęsienia ziemi i klęska głodu. Chodzi głównie o to, w jaki sposób znosić cierpienie, przecież to istotny składnik życia, jak się go dźwiga i akceptuje, tak by zachować nienaruszoną cząstkę duszy nienależnie od wszystkiego” – pisze Etty rok przed śmiercią. Przygotowuje się, przepakowuje tobołek, chce zabrać tom Dostojewskiego, Biblię i chociaż jeden tomik wierszy Rilkego. „Naturalnie, to całkowita zagłada, ale na przekór wszystkiemu znośmy ją z gracją” – notuje z typowym dla siebie poczuciem humoru.

Nowość Promocja!
  • Tośka Szewczyk

Nie umarłam. Od krzywdy do wolności

31,20 39,00
Do koszyka
Książka – 31,20 39,00 E-book – 28,08 35,10

Latem 1943 r. sposób funkcjonowania Etty w obozie radykalnie się zmienia, bo 21 czerwca w jednym z wagonów do Westerbork przyjeżdżają jej rodzice i jeden z braci, genialny pianista, Misza. „Łatwiej jest modlić się za kogoś z daleka, niż przyglądać się jego cierpieniu z bliska” – zapisze, dodając, iż nie może uratować rodziny przed śmiercią.

Sama próbuje uznać fakt, iż nie ma wpływu na to, co nieuchronne. „Nic nie mogę zrobić i nigdy nie mogłam. Mogę jedynie brać na siebie ten ciężar i cierpieć. Właśnie w tym tkwi moja siła, i to potężna siła. Ale dla mnie, nie dla innych”.

„Noc mroczna, dom mój tak bardzo daleko…”

W nieludzkich warunkach są razem do 6 września, kiedy przychodzi nakaz deportacji rodziny Hillesumów. Pociąg z 987 osobami wyruszy z wrzosowiska Drenthe we wtorek, 7 września 1943 r. i dotrze do miejsca docelowego, Auschwitz-Birkenau, 10 września 1943 r. Po drodze Etty napisze jeszcze na pocztówce ostatnie pozdrowienia dla swojej przyjaciółki Christine van Nooten.

Wyrzuci kartkę tuż przed tym, nim pociąg przekroczy granicę niemiecką, którą odnajdą miejscowi i odniosą na pocztę. „Siedzę na plecaku w załadowanym do pełna wagonie. Nasz wyjazd nastąpił niespodziewanie, opuszczaliśmy obóz ze śpiewem na ustach” – pisze w ostatnim liście.

„Do wagonu nr 1 wsiedli matka, ojciec H. i Misza. Etty trafiła do wagonu nr 12. Pociąg dał sygnał do odjazdu, przeraźliwy gwizd i tysiące «zdatnych do transportu» ruszyło z miejsca” – relacjonował w liście Jopie Vleeschhouwer. „Jeśli Bóg nie będzie mi już pomagał, ja pomogę Jemu” – modliła się Etty słowami zapisanymi w pamiętniku 11 lipca 1942 r.

Czerwony Krzyż stwierdza w raporcie sporządzonym po wojnie, iż przetrwanie w warunkach obozu Auschwitz-Birkenau, do którego trafiły kobiety z transportu 7 września, z nielicznymi wyjątkami, było prawie niemożliwe. Dokładna data śmierci Etty nie jest znana, ale przyjmuje się, iż podobnie jak niemal wszystkie inne kobiety z tego transportu, nie żyła już po 30 listopada 1943 r.

„Potem, kiedy już nie będę spać na żelaznej pryczy w krainie otoczonej drutem kolczastym, chcę, aby nad moim łóżkiem zawisła lampa, która będzie rzucała światło dookoła mnie, kiedy tego zapragnę…”.

Bibliografia:

„Etty Hillesum. Jedna z największych mistyczek XX wieku. Przerwane życie. Pamiętnik 1941-1943”, Kraków 2021.
E. Hillesum, „Myślące serce. Listy”, Kraków 2002.
Y. Bériault, „Etty Hillesum. Świadek Boga w otchłani zła”, Warszawa 2011.
J. Augustyn SJ, „Dwie święte: kanonizowana i nieochrzczona”, https://deon.pl/wiara/dwie-swiete-kanonizowana-i-nieochrzczona,34425, dostęp: 29.08.2025.
J. H. Newman, „Prowadź mnie, Światło”, https://spotkania-hermanickie.pl/modlitwa-kardynala-newmana/, dostęp: 29.08.2025.
M. Croes, „Zagłada Żydów w Holandii a odsetek ocalałych, „Zagłada Żydów. Studia i materiały”, 2008, nr 4.
R. Hilberg, „Zagłada Żydów Europejskich, t. II, tł. J. Giebułtowski, Warszawa 2014.
D. Michman, „Społeczeństwo holenderskie i los Żydów: skomplikowana historia”, [w:] „Zagłada Żydów. Studia i materiały”, 2016, nr 12.
M. Steingesser, „The Thinking Heart: The Life & Loves of Etty Hillesum”, Deerbrook Editions 2012.
Bart van Es, „Dziewczynka z wycinanki. Opowieść o wojnie, przetrwaniu i rodzinie”, Kraków 2021.
Ch. Gerlach, „Konferencja w Wannsee. Los Żydów niemieckich a polityczna decyzja Hitlera o wymordowaniu wszystkich Żydów Europy”, tłum. Cezary Jenne, [w:] „Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego”, nr 185-186, styczeń-czerwiec 1998, s. 69.

Przeczytaj również: Ucieczka od tłumu z Simone Weil. Mistyczki na trudne czasy (1)

Idź do oryginalnego materiału