Większość ludzi widzi tylko te zwycięstwa, gdzie człowiek
będąc na poziomie 0, pracuje ciężko, by dostać się na szczyt – na poziom 10.
Takie sukcesy budzą podziw i uznanie wśród większości społeczeństwa.
Ktoś ćwiczył bardzo długo fizycznie i został mistrzem
wschodnich sztuk walki. Ktoś ćwiczył śpiew i został piosenkarką światowej sławy.
Inna osoba jeździła latami od castingu do castingu, by zostać znanym aktorem.
Ale co ze zwycięstwami, gdy ktoś jest na samym dnie – na
poziomie -10 i wraca do podstawowego poziomu, czyli 0. Bierze się w garść,
wychodzi z depresji, załamania nerwowego albo odzyskuje utraconą po chorobie
sprawność? Co, gdy potrafi cieszyć się z każdej rzeczy? Co, gdy żyje choć po
ludzku nic na to nie wskazywało?
Takie zwycięstwa są mało warte w oczach świata. Czy
słusznie?
Ewelina
Szot