Nie chodzi (tylko) o Cenckiewicza

11 godzin temu
Zdjęcie: Sławomir Cenckiewicz


„Gazeta Wyborcza” ujawniła informacje o tym, jakie leki przyjmować miał szef BBN. Ofiarą walki rządu z Pałacem Prezydenckim jest zaufanie – do państwa, służb specjalnych, mediów i psychiatrii.

Nie wystarczyła lekcja udzielona byłemu ministrowi zdrowia Adamowi Niedzielskiemu, który został prawomocnie skazany na trzy lata więzienia w zawieszeniu za ujawnienie wrażliwych danych lekarza pozyskanych z Systemu Informacji Medycznej. Nie wystarczyło nałożenie na Komendanta Głównego Policji grzywny w wysokości 75 tys. zł za ujawnienie informacji o zdrowiu „pani Joanny” podczas konferencji prasowej.

Teraz mamy kolejny przypadek skandalicznego naruszenia tajemnicy – tyle iż tym razem dotyczący osoby z samego szczytu władzy. W „Gazecie Wyborczej” czytamy, iż szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, Sławomir Cenckiewicz, miał zataić wizytę u psychiatry i wykupienie leków w ankiecie bezpieczeństwa. Tego typu formularze wypełnia się przy okazji naboru na liczne stanowiska i przy pracach, które wiążą się z dostępem do informacji niejawnych. Dotyczy to m.in. funkcji i zadań związanych z dostępem do informacji o klauzuli „poufne”, „tajne” lub „ściśle tajne”, a także choćby pełnomocników ochrony i kierowników jednostek, w których takie informacje są przetwarzane.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Same formularze liczą kilkadziesiąt stron. Pytania dotyczą spraw osobistych, z najbardziej intymnych właśnie leczenia czy brania środków odurzających, potencjalnych kontaktów z przedstawicielami obcych wywiadów, a także informacji dotyczących osób bliskich i członków rodziny. Zadaje się je, by służby miały możliwie pełny obraz: czy dana osoba daje rękojmię należytego pełnienia funkcji, czy nie ma okoliczności, które mogłyby ją czynić podatną na naciski i szantaż.

To nie znaczy, iż każda taka odpowiedź kogoś automatycznie dyskwalifikuje. Czasem problemem jest nie to, co istnieje, tylko to, co zostało zatajone.

Sito w służbach

Żeby jednak służby mogły dostać informacje wiarygodne i prawdziwe, musi działać elementarna zasada zaufania: ankiety nie mogą trafiać do opinii publicznej. Co zdarzyło się w Vegas i zapisano w kwestionariuszu, zostaje w Vegas i kwestionariuszu.

I tu dochodzimy do rzeczy kluczowej. Po wypełnieniu ankieta stanowi tajemnicę prawnie chronioną i podlega ochronie przewidzianej dla informacji niejawnych. To system, który przypomina spowiedź, a choćby więcej, bo nie chodzi tu tylko o grzechy, ale także np. o informacje zdrowotne. Branie lekarstw nie jest niczym nagannym. Mogą być sytuacje, w których ich stosowanie ma znaczenie dla wykonywania funkcji, ale to tym bardziej nie jest temat do publicznego prania brudów.

I tak powinno być również w przypadku szefa BBN. Nie wiemy, co dokładnie wpisał do ankiety – i nie powinniśmy tego wiedzieć. Media nie powinny dostawać opisu cudzych recept, choćby jeżeli dotyczą polityka. Tym bardziej nie powinniśmy dostawać opowieści o tym, co „powinno” się w ankiecie znaleźć, a czego rzekomo zabrakło. Bo w artykule Wojciecha Czuchnowskiego czytamy również o takich danych, które musiał (o ile są prawdziwe) pozyskać z innych źródeł. Do których nie powinien mieć dostępu.

Na polityczne zlecenie?

Jakim cudem takie informacje dotarły do prasy? Nie wiadomo, kto dokonał przecieku, ale można się domyślać możliwych źródeł. Zacznijmy od informacji, które znalazły się w ankiecie. jeżeli informatorem była osoba lub osoby pracujące w służbach, minister koordynujący pracę służb powinien natychmiast przeprowadzić wewnętrzne postępowanie i znaleźć „kreta”, który musi ponieść surową odpowiedzialność. Z kolei osoba, która poinformowała o tym, czego w dokumentach nie było, musiała mieć dostęp do informacji o leczeniu i wykupionych lekach. I tu podejrzenia mogą padać na lekarzy, farmaceutów, a choćby na urzędników mających dostęp do wrażliwych danych. Historia już pokazała, iż to wcale nie jest abstrakcja.

Nie wiemy, co dokładnie szef BBN wpisał do ankiety – i nie powinniśmy tego wiedzieć. Media nie powinny dostawać opisu cudzych recept, choćby jeżeli dotyczą polityka

Stefan Sękowski

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

A co, jeżeli minister odpowiedzialny za nadzór nad służbami o wszystkim wiedział? jeżeli ujawnianie wrażliwych danych na temat Sławomira Cenckiewicza dzieje się w ramach wewnętrznej walki politycznej między małym a dużym pałacem, w której prywatność staje się amunicją? Niestety nie jest to wykluczone. Na tę chwilę nie ma twardych dowodów.

Są poszlaki, a jedną z nich jest narastające napięcie między Pałacem Prezydenckim a rządem. Inną – problemy samego Cenckiewicza z dostępem do informacji niejawnych: jego poświadczenie bezpieczeństwa zostało cofnięte w 2024 roku, a spór prawny wciąż nie daje mu formalnie dostępu do informacji niejawnych (mimo korzystnych rozstrzygnięć w sądzie administracyjnym, które nie stały się ostateczne).

Kryzys zaufania do służb…

Skutki tej sytuacji mogą być katastrofalne. Zostawmy na boku rozważania dotyczące prawa do prywatności i stanu zdrowia samego zainteresowanego. Służby i inne instytucje, w których takie ankiety się składa, będą mieć ogromny problem z naborem w przyszłości. jeżeli akta są tak nieszczelne, iż może je wynieść pierwszy lepszy pracownik – albo dostać polecenie „z góry”, by poinformować świat o tym, o czym świat nie powinien wiedzieć – to każdy kandydat sto razy się zastanowi, zanim podpisze i wypełni taką ankietę.

Każdy z nas wie o sobie coś, czego nie chce rozgłaszać całemu światu. I niekoniecznie chodzi o np. używkowe „grzechy młodości”, ale również o informacje dotyczące własnego stanu zdrowia i leczenia czy dane adresowe członków rodziny. jeżeli nikt nie może być pewny, iż takie dane nie wyciekną i nie zostaną wykorzystane przeciwko niemu, pojawia się proste pytanie: czy gra jest warta świeczki? Potencjalny pracownik instytucji publicznej może myśleć: „Dlaczego mam chronić państwo, skoro państwo nie chce chronić mnie?”.

…i lekarzy

Ucierpieć może także opieka zdrowotna – i tak już pokiereszowana przez rozmaitych tropicieli spisków Big Pharmy, mających coraz szerszy dostęp do mediów. Dostała kolejny strzał w postaci nadwyrężenia zaufania do pracowników ochrony zdrowia i do całego systemu. Szczególnie poszkodowana jest psychiatria. Dopiero od jakiegoś czasu – mozolnie – oswajamy społeczne przekonanie, iż opieka psychiatryczna jest czymś normalnym, a nie powodem do wstydu. A tu znów: sugestia, iż „ktoś był u psychiatry” ma działać jak polityczna pałka.

Bo za publikacją kryje się nie tylko sugestia, iż Cenckiewicz coś zataił. Kryje się też, powiedzmy to wprost, insynuacja, iż jest niestabilny emocjonalnie i nie nadaje się na stanowisko, które sprawuje. Ja sam mogę mieć wątpliwości co do jego przydatności – ale zupełnie nie z powodów medycznych, na których się nie znam i nie mam żadnych podstaw, by cokolwiek tu rozstrzygać. A jeżeli już ktoś się na leczenie zdecyduje, to pojawić się może obawa: czy to, co powiem, naprawdę zostanie za drzwiami gabinetu?

Na dłuższą metę ta sytuacja może pogłębiać brak zaufania nie tylko do obecnego rządu, ale do państwa w ogóle. Afera wybuchła dwa dni po tym, jak prezydent Karol Nawrocki w rocznicowym przemówieniu o stanie wojennym mówił iż „powrócił 13 grudnia”. Porównania rządu Donalda Tuska do junty Wojciecha Jaruzelskiego, które słyszymy od dwóch lat, są absurdalne i uwłaczają pamięci jej ofiar.

Ale jeżeli dostajemy sygnały, iż w walce politycznej rządzący nie cofają się przed wykorzystywaniem władzy i dostępu do wrażliwych danych, iż łamane są etyczne zasady kilku zawodów, to ludzie zaczynają myśleć: „może jednak coś w tym jest”. jeżeli jest dziś, jeżeli było też wtedy, gdy podwładni Zbigniewa Ziobry i Mariusza Kamińskiego sięgali po Pegasusa przeciw opozycji, oraz wtedy, gdy minister zdrowia nadużywał swoich kompetencji, by uzyskać poufne dane i uderzać za ich pomocą w konkretnych lekarzy, to może jest to normalne i będzie takie również jutro.

Jako naród dotknięty w przeszłości nadmierną „opieką” służb specjalnych innych państw oraz PRL nie możemy pozwolić, by podobne praktyki normalizowały się w Polsce demokratycznej.

Idź do oryginalnego materiału