Życie jest piękne? Nie, ale piękni bywają ludzie

11 godzin temu
Zdjęcie: Życie jest piękne


Świat potrzebuje osób, które na słowa: „ludzie są źli i podli”, odpowiedzą: „mimo wszystko postaram się wyciągnąć z nich coś dobrego, uwierzę w nich, a może oni z czasem uwierzą w siebie”.

Czwarty odcinek cyklu Agnieszki Budnik i Damiana Jankowskiego „Kultura straty, kultura (nie)zgody”. Wcześniejsze przeczytacie tutaj.

Pamiętam wrażenie, jakie na mnie wywarły, gdy po raz pierwszy się z nimi zetknąłem. Kiedy obejrzałem „Życie jest piękne”, miałem szesnaście lat i pełno lęku co do własnej przyszłości. Kiedy przeczytałem „Idiotę”, byłem już na studiach. jeżeli jakieś filmy i książki wpłynęły na moje życie, jeżeli dzięki nim zacząłem nieco inaczej postrzegać świat – były to właśnie te dwa tytuły.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Wracając do nich po latach, widzę, jak wielki, wręcz rewolucyjny potencjał w nich drzemie. Zarówno film Benigniego, jak i powieść Dostojewskiego przynależą co prawda do kultury straty – w końcu ich główni bohaterowie muszą coś utracić, płacą za to, jacy są, określoną cenę. Ale jeszcze bardziej dzieła te lokują się w kulturze niezgody – niezgody na zastaną rzeczywistość, na jej brutalność i cynizm.

Świat jest straszny, ale…

U Benigniego kelner, a potem księgarz, Guido Orefice, słyszy od swojego wuja maksymę „cisza jest najgłośniejszym krzykiem”. Obaj jako Żydzi znajdują się w niezbyt ciekawym położeniu: od piętnastu lat u władzy we Włoszech są faszyści, wprowadzający coraz bardziej rasistowskie prawa, do tego w Europie wybucha wojna.

Guido sporo mówi o ciszy, ale sam pozostaje nad wyraz ekspresyjnym gadułą, kimś, kto swoim zachowaniem i żartami próbuje wykreować inny świat, obśmiać absurdy tego zastanego, niejako ominąć go. Spotęguje się to jeszcze, gdy wraz z kilkuletnim synem, Jozuem, trafiają do obozu koncentracyjnego. Guido tłumaczy wtedy malcowi, iż wszystko, co ich otacza – wrzeszczący strażnicy, więźniowie w pasiakach, brak jedzenia i nieobecność mamy – jest grą zorganizowaną na jego urodziny. jeżeli Jozue wytrzyma, zdobędą nagrodę główną: prawdziwy czołg.

Film – po części oparty na wspomnieniach ojca reżysera, który trafił do Bergen-Belsen – jest do głębi poruszający, bo jako widzowie rozumiemy, co i gdzie Guido próbuje zrobić. Dostrzegamy też mikrosceny, w których jest przerażony sytuacją, zmęczony, zdezorientowany. Kiedy zrzuca maskę żartownisia i próbuje ratować swoją rodzinę.

Film Benigniego pokazuje, iż ostatecznie można zrobić coś dobrego w tym parszywym świecie, trzeba tylko zrozumieć, iż nie zawsze to my jesteśmy najważniejsi

Damian Jankowski

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

Oglądam dziś „Życie jest piękne” i zastanawiam się: ile owa gra kosztowała jej pomysłodawcę? Co kłębiło się w jego głowie, gdy wyczerpany obozową pracą tulił do snu na pryczy swojego synka? Czy był ktoś, komu mógł się wyżalić? I czemu osoby, które przedkładają potrzeby bliźnich nad swoje, nierzadko są skazane na samotność albo niezrozumienie?

Mnożę pytania, ale tragifarsa Benigniego świadomie kieruje naszą uwagę gdzie indziej. Mówi jedną rzecz: ostatecznie można zrobić coś dobrego w tym parszywym świecie, trzeba tylko zrozumieć, iż nie zawsze to my jesteśmy najważniejsi. Bywają przecież sytuacje, gdy chowamy niejako nasze emocje czy odczucia do kieszeni. Odwiedzamy kilkuletnią siostrzenicę w szpitalu i zabawiamy ją żartami. Urządzamy błazenadę w pracy, skoro czujemy, iż współpracownicy są przybici codziennością. Albo chorujemy i nie mówimy bliskim prawdy o naszym stanie zdrowia – nie chcemy ich zamartwiać na zapas. Uznajemy, iż to nic nie da.

Wiemy, jak jest naprawdę, ale wiemy również, iż to „naprawdę” nie musi o niczym decydować; iż ono samo w sobie nie jest tak istotne. Że jest tu pole na decyzję, co z tym wszystkim zrobimy. Powtarzamy więc za Hrabalem: „Świat jest straszny, ale ja postanowiłem, iż jest piękny”. Choćby na chwilę, choćby dla innych.

Współczucie daje prawo do istnienia

Jest jeszcze jedna postać, od której pobieram lekcje: książę Lew Nikołajewicz Myszkin. Czytając po dekadzie „Idiotę”, zdumiewam się, jak trafnie książę analizuje swoje otoczenie. Ludzie biorą go za tytułowego idiotę, naiwniaka lub oszusta, nie wierzą w jego bezinteresowność. Albo drwią z niego, recytując w jego obecności wiersze o „biednym rycerzu”. Myszkin – jak zawsze – rozumie, iż śmieją się z niego, nie pojmuje natomiast, czemu. Czemu ktokolwiek miałby szydzić z bliźniego?

Promocja!
  • Wojciech Marczewski
  • Damian Jankowski

Świat przyspiesza, ja zwalniam

39,98 49,98
Do koszyka
Książka – 39,98 49,98 E-book – 35,98 44,98

Książę na drwinę nie odpowiada wściekłością, raczej smutkiem. I dobrocią. Ma swoje radykalne poglądy. Twierdzi, iż „i w więzieniu można znaleźć olbrzymie życie”, a piękno to zagadka, która zbawi świat. Powtarza, iż „współczucie przede wszystkim, a może jedynie, daje ludzkości prawo do istnienia”. Myszkin współczuje więc wszystkim, współ-odczuwa z nimi, ale robi coś jeszcze: widzi ich takimi, jakimi są, a jednocześnie przekonuje, iż mogą stać się lepsi. Zastanawia się, czy hulaka Rogożyn – jego przyjaciel i rywal – jest w stanie ujrzeć w swoim życiu światło. Gdy obserwuje, jak Nastazja Filipowna, jego miłość, próbuje ubliżyć pewnej rodzinie, rzuca w jej kierunku: „Pani taka nie jest!” – i ona faktycznie reflektuje się, przeprasza za swoje zachowanie.

Kiedy mu mówią, iż ludzie są źli, zepsuci, podli, Myszkin odpowiada: pewnie tak, ale mimo wszystko postaram się wyciągnąć z nich coś dobrego, uwierzę w nich, to może oni z czasem uwierzą w siebie. Może w bezradne noce, gdy ciemność będzie im szeptała do ucha, iż są beznadziejni, najgorsi, iż nic nie znaczą – może wtedy przypomną sobie, iż słyszeli też inne słowa o sobie. Że był ktoś, kto ich ZOBACZYŁ. Kto potem usiadł z nimi, wysłuchał ich historii, przytulił. Nie był sędzią, a przyjacielem, powiernikiem, kimś gotowym bić się o nich ze światem.

Niezwykłość księcia polega właśnie na tym: iż potrafi on patrzeć. Nie jest głupi (błazeństwa Giuda również nie są błazeństwami głupca). Umie wyczytać z twarzy napotkanej osoby jej charakter, ale i fakt, iż – jak Nastazja – „wiele cierpiała”, iż robiła czasem coś wbrew sobie, utknęła w życiu, które wcale nie było spełnieniem jej marzeń.

Poza tym Myszkin nie kalkuluje, czasem powie słowo za dużo, zbytnio się odsłoni. jeżeli widzi ciemność, to przede wszystkim dostrzega ją w sobie samym. jeżeli komuś coś wyrzuca, to – znowu – samemu sobie.

Z ludźmi jak z czekaniem

Być może bohater „Idioty” stanowi personifikację ideału niemożliwego do realizacji (podobnie nierealna byłaby gra z filmu „Życie jest piękne” w prawdziwym obozie koncentracyjnym), ideału „wbrew ludzkiej naturze”, skazanego na porażkę. Książę nie uratuje Nastazji Filipownej przed jej losem, to prawda. Ale wcześniej ona nazwie go jedynym człowiekiem, jakiego poznała, a ktoś inny przyzna, iż mu wstyd za swoje postępowanie. To mało? Niech przekonani o swojej sile wykonują silne gesty, a nam, kruchym, wątpiącym o sobie, pozostaną te ciche i niepozorne.

Tego uczył mnie książę dekadę temu i nie wiem, czy ostatecznie nauczył: by starać się być dla wszystkich życzliwym, by nie odpowiadać podłością na podłość, by podchodzić do relacji jak do czekania. Nie jest ważne, czy dana osoba się spóźni, czy przyjdzie na czas – istotne, bym czekając na nią nie pozwolił, żeby gniew, zniecierpliwienie czy żal mną zawładnęły. Nierealne? Owszem, ale próbować trzeba. To pewien horyzont.

Nie jestem zresztą przekonany, iż nie ma takich ludzi jak książę Myszkin czy Guido Orefice. Znałem i znam takie osoby, każdy pewnie zna. Ludzi, dzięki którym nagle staje się jaśniej w pomieszczeniu, jest więcej powietrza. Osoby życzliwe do granic naiwności – tak, iż łatwo można by je oszukać. Ludzi, którzy prędzej zrezygnują z własnych korzyści niż narażą kogokolwiek na krzywdę; którzy nie pozwolą nikogo skrzywdzić.

Może to oni trzymają ten świat w ryzach. Może wystarczy wytężyć wzrok, by ich dostrzec. Nadstawić ucha, by usłyszeć, jak któryś z nich wygrywa swoją melodię, jak powtarza: myślicie, iż w życiu trzeba postępować tylko bezwzględnie, wszystko mierzyć kategoriami zysku i przydatności, iż nie wolno ludziom okazywać serca, bo oni to wykorzystają. Przepraszam, ale ja jednak spróbuję funkcjonować nieco inaczej, choćby jeżeli zostanę wyśmiany, a moje serce nieraz złamane. choćby jeżeli poniosę klęskę. Od siebie dodam: może to wcale nie klęska?

O nie, życie nie jest piękne; życie to nawracająca ciemność i ciągła strata. Ale czy to coś zmienia? Zadania, które czekają na podjęcie, okazują się proste. Czasem trzeba poczekać na słońce. Schować kogoś przed ciemnością. Zasłonić sobą.

Idź do oryginalnego materiału